Ósmego lutego było żydowskie święto "tu bishwat". Jest to dzień kiedy sadzi się nowe drzewa,jednocześnie jest to koniec zimy. Ojciec na imieniny dostał dąb a Siostra Rebeka już wcześniej prosiła, żebym posadził jej drzewko cytrynowe, także mogłem uczynić zadość tradycji. Posadziwszy dwa drzewka zabrałem się do czegoś przeciwnego. Koszenie jest teraz niezbyt wdzięczne bo sprowadza się do niszczenia tysięcy żółtych, ładnych kwiatów obleganych przez miododajne pszczoły. Marta, która dalej przetwarza pomarańcze i kumkwaty na syrop i marmoladę, może wkrótce sama coś na ten temat napisze.
Wczoraj było naprawdę przyjemnie (jak na koniec zimy przystało)- jakieś 25 stopni. Delektując się dymem z fajki wodnej, sokiem ze świeżo wyciśniętych pomarańczy opalaliśmy się między cytrynowymi i grejpfrutowymi drzewkami. Kiedy w pewnym momencie uświadomiliśmy sobie, że różnica temperatur między Polską a Emaus może wynosić jakieś 50 stopni, zrobiło się nam jeszcze przyjemniej. Pozdrawiamy wszystkich w Kraju!