Wczoraj z samego rana pojechałem z bratem Antonem (to ten zarośnięty) po drzewko świąteczne do pobliskiego miasteczka. Przypomniały mi się te wszystkie wyjazdy po choinkę: najpierw, kiedy byłem młodszy, na sankach a później samochodem, eh... "Chojna", nie zawsze idealna, ale taka swojska. Tu, nie spodziewałem się prawdziwego, zielonego i pachnącego świerku ale TO była już drobna przesada. ...tak, cyprysy. Takie wyliniałe, lekkie, bladozielone, pachnące- yyy- ciężko stwierdzić czym(W każdym razie czymś INNYM niż święta w Polsce), coś.
Są to moje pierwsze przygotowania przedświąteczne poza krajem- z przykrością i zaskoczeniem stwierdzam, że brakuje mi tego wszystkiego na co narzekałem: zimna, śniegu, upierdliwych melodyjek w sklepach, zakupów, ubierania choinki, no i porządków (wiem, że to ostanie wyznanie zostanie kiedyś bezwzględnie wykorzystane). A ja jestem na tej ziemi, w poniedziałek Nazaret a święta w Emaus i Betlejem. Dobrze zobaczyć i przeżyć Święta inaczej- właśnie bez tego wszystkiego co popkultura serwuje na Boże Narodzenie, które jest dodatkiem do zakupów. Zobaczyć, że bez śniegu, jingl-belsowych melodyj, zakupów i karpia równie dobrze (lepiej?) można przeżywać Boże Narodzenie. Choć przydałoby się trochę polskich pieśni adwentowych,porannych rorat, kolęd i... Jedzenia! Tęsknimy. Ale mamy świadomość jaka to łaska być tutaj,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz