"Jerozolima się modli, Haifa pracuje a Tel Awiw się bawi." Mniej więcej tak brzmi znane powiedzenie. I jest w tym dużo racji. Do Tel Awiwu pojechaliśmy żeby nacieszyć się słońcem, morzem i wakacyjną atmosferą. Głównym punktem było, przylegające ściśle do miasta, Jaffo- stara, arabska dzielnica z portem morskim. Jednak żeby się do niego dostać musieliśmy przebrnąć przez obskurny dworzec autobusowy i nową część miasta. Na głównym dworcu w Tel Awiwie byliśmy pierwszy raz i, mamy nadzieję, że ostatni. Nie jesteśmy z reguły jakoś specjalnie wrażliwi na uroki dworców (no chyba, że są wyjątkowo piękne), raczej liczy się funkcjonalność, dobre oznakowanie itp. Ale ten zrobił na nas ogromne wrażenie- negatywne. Brudny, śmierdzący i na dodatek nie wiadomo, jak z niego uciec.
Po szczęśliwym wydostaniu się na zewnątrz ruszyliśmy w dalszą drogę. Filip zaplanował zwiedzanie miasta od dzielnicy Białych Domów- Bauhausów. W Toruniu możecie przejść się ulicą Wyspiańskiego i te wszystkie stare, kwadratowe wille będą wyjęte z telawiwskiego miejskiego krajobrazu. Jeśli tylko wyobrazicie sobie, że są pomalowane na biało. Nie były więc dla nas większą atrakcją, z resztą jak i samo centrum miasta. W Tel Awiwie jest o wiele więcej sklepów i restauracji, które "wychodzą" na ulicę w porównaniu do Jerozolimy. Więcej też brudu i nieogarnięcia. I smrodu chyba też więcej, bo tak jak w Jerozolimie zobaczyć człowieka z psem to rzadkość tak tutaj jest to w miarę popularne. Konsekwencją jest nieprzyjemny zapach unoszący się za wszystkim betonowym, co mogło być obsikane. Kolejnym osławionym miejscem na naszej mapie był Suk Karmel, największy w mieście, jak i nie w kraju. I na suku było naprawdę fajnie! Wszystko to, co zwykle ale w dużej ilości i w dobrych cenach. Do tego głośna muzyka, zapach przygotowywanego jedzenia i wykrzykiwane przez straganiarzy oferty. A z suku już przez ulicę na plażę!
Z Tel Awiwu ciągnie się promenada do Jaffo. Kiedyś, kiedyś, jeszcze przed zbudowaniem Cezarei Nadmorskiej, był to największy port w Izraelu. Teraz, pełen urokliwych zaułków, zamienił się w dom dla artystów i ich galerii. Każdego dnia można tam także znaleźć ciekawą staroć, bo Jaffo słynie z Pchlego Targu. Ale gdyby go zabrakło to jest tam tyle kramów ze starymi ozdobami, meblami, naczyniami, że i tak jest się gdzie pokręcić. A atmosfera trochę arabska, trochę europejska, całkiem przyjemna na leniwe popołudnie.
Gdzieś po drodze.
Zapowiedź tego, co będzie w Jaffo, czyli mini pchli targ w centrum Tel Awiwu.
Dzielnica Białych Domów i Centrum Kabały. Nie za piękne, prawda?
Wejście na suk Karmel.
Plaża!
Dla Filipa woda trochę za zimna (jakieś 17 st. Celsjusza).
Ale dla innych nie.
Stare i nowe budynki obok siebie? W Tel Awiwie to norma.
Widok na Jaffo.
Ten spalony budynek straszy już od ładnych paru lat.
Cały czas idziemy do Jaffo ...
I doszliśmy!
Artystyczne części Jaffo są oznaczone takimi właśnie tabliczkami.
Filip chciał posmakować wina z granatów.
Uśmiech się!
Dobre miejsce na sesję ślubną.
Mapa Jaffo.
Port.
Kawiarnie zachęcają kolorami.
W Kościele pw. Św. Piotra- Polska Matka Boska i co niedzielę, Msza Św. w naszym języku.
Ostatnie spojrzenie na Jaffo.
I wracamy do Tel Awiwu.
Smaku narobiliście tymi zdjęciami. Mam propozycje/życzenie dodajcie wpis o kuchni izraelskiej, może jakieś przepisy ;>?
OdpowiedzUsuńNo niestety z tą izraelską może być marnie, bo na co dzień jemy bardziej po francusku :P
OdpowiedzUsuń