Dzisiaj mija nasz trzeci dzień w Emaus. Jest dużo pracy- nie podejrzewałam, że aż tak się haruje w zakonach. Śmieję się do Filipa, że tu siostry więcej pracują w kuchni niż się modlą :) Nie ma czasu na nudę ani na żadne obijanie. Ale jest przyjemnie. Po tych trzech dniach czuję się tak, jakbym była tu co najmniej tydzień. Znamy już zwyczaje, jakie panują na co dzień; wiemy, gdzie czegoś szukać, gdzie co leży; nie gubimy się już w pomieszczeniach klasztornych. Więc jest i poczucie, że jest się tak trochę "u siebie".
Poza tym mamy całkiem ładne otoczenie- ruiny mają fajny klimat, możemy się pogapić z bliska na mozaiki (czego oczywiście nikomu postronnemu nie wolno) i dodatkowo nasz uroczy domek letniskowy, w którym mieszkamy, jest w parku, w którym tak ładnie pachnie ziołami i gorącą ziemią.
Mieliśmy dzisiaj z Filipem zadanie extra- upieczenie dwóch ciast na jutrzejszą kolację szabatową (tak, tak- Wspólnota celebruje szabat:). Myśleliśmy, że w takim układzie będzie 3 dniowy weekend, ale niestety nic z tego- sobota jest tak zapełniona, jak chyba żaden dzień w tygodniu. Jednak nie jest źle- właśnie na sobotę mamy zaproszenie do polskiego księdza salezjanina, który prowadzi parafię nieopodal (ten właśnie ksiądz nigdy nie chce przyjść na posiłek do Wspólnoty- mówi, że nie będzie jadł francuskiego żarcia, bo musi je później zapijać 1/2 litra wódki:P).
A w niedzielę... Jerozolima!
Poza tym mamy całkiem ładne otoczenie- ruiny mają fajny klimat, możemy się pogapić z bliska na mozaiki (czego oczywiście nikomu postronnemu nie wolno) i dodatkowo nasz uroczy domek letniskowy, w którym mieszkamy, jest w parku, w którym tak ładnie pachnie ziołami i gorącą ziemią.
Mieliśmy dzisiaj z Filipem zadanie extra- upieczenie dwóch ciast na jutrzejszą kolację szabatową (tak, tak- Wspólnota celebruje szabat:). Myśleliśmy, że w takim układzie będzie 3 dniowy weekend, ale niestety nic z tego- sobota jest tak zapełniona, jak chyba żaden dzień w tygodniu. Jednak nie jest źle- właśnie na sobotę mamy zaproszenie do polskiego księdza salezjanina, który prowadzi parafię nieopodal (ten właśnie ksiądz nigdy nie chce przyjść na posiłek do Wspólnoty- mówi, że nie będzie jadł francuskiego żarcia, bo musi je później zapijać 1/2 litra wódki:P).
A w niedzielę... Jerozolima!
No ładnie sobie tam żyjecie. Dzięki za kilka fotek. Marta, z Twojego opisu prawie daje się doczuć zapach ziół w waszym parku. Pozdrówcie salcesona - tzn. salzezjanina i przekażcie pozdrowienia dla Szymona i Darka, którzy są w Seminarium Ratyzbony w Jerozolimie - pozdrowienia od Janka - oni będą wiedzieć. Dzięki z Góry.
OdpowiedzUsuńJeżeli dotrwamy do listopada, to w połowie miesiąca jest Konferencja właśnie na Ratyzbonie. Ale swoją drogą pozdrowienia postaramy się przekazać:)
OdpowiedzUsuń