wtorek, 25 października 2011

W drodze do Emmaus

Dziwne, jak dobre- bardzo dobre!- dni przeplatają się z dniami nie do zniesienia. Przyzwyczajam się do tego, że nic nie jest tak, jak sobie wyobrażam lub jak oczekuję. Dobre przychodzi niespodziewanie, zawsze kiedy ma okazję. Ale do tej pory w Izraelu nie często miało.

Ziemia Święta jest wymagająca- trzeba być zaprawionym, żeby nie dać się złamać pustynnym widokiem, dusznym klimatem, hałasem, bałaganem. Kiedy było ciężko w Ovdzie myślałąm, że pewnie ta ziemia nie będzie łatwa, nie będzie przyjemna i nie zawsze będzie chciała być dla nas gościnna. I to się sprawdza.

Zabieganie w Betlejem i, bodajże, trójkrotne zgubienie drogi to nie był dobry początek dnia. W Bazylice ogrom turystów przeciskał się we wszystkie strony, nie pozwalając prawie nic zobaczyć, o modlitwie nie wspominając. Popołudniu jakoś dojechaliśmy do Jerozolimy, w drodze poznając prawosławnego duchownego. W drzwiach dworca kontrola, kto pierwszy ten lepszy- albo nie- kto z silniejszymi łokciami ten lepszy i bieg do kasy. Trudno nam było znaleźć odpowiedni dojazd do Latrun, gdzie znajduje się nasza przystań na kolejne dni- Emmaus Nikopolis. W kasie, akurat na ten kurs,nie można kupić biletu; czy autobus nr 456, albo 433- tego też nikt nie wie, nawet informacja. I w tym całym rozgardiaszu Żydzi, którzy w samym środku centrum handlowego odpękują modlitwę.

W Latrun czekał na nas długi masz z plecakami aż dotarliśmy do naszej Wspólnoty. Tam kolejne chwile ze łzami w oczach, bo po ciężkim dniu przyszło i fizyczne i psychiczne zmęczenie. Pocieszeniem byłaby Polska.
We Wspólnocie Błogosławieństw narazie zostajemy na tydzień. Od jutra (6:30) zaczynamy pracę. Filip przy wykopaliskach archeologicznych, ja w kuchni. Nie wiem, na ile będę chciała zostać w Izraelu...i zobaczymy, na jak długo Ta Ziemia pozwoli mi tu zostać.

8 komentarzy:

  1. Dacie tam radę! Trzymam za Was kciuki! Początki zawsze są trudne. Teraz może być już tylko lepiej :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Marta! Do przodu! W drodze do Emaus nie ty sama byłaś zniechęcona - nawet jesli to nie to Emaus. Oni też opuszczali Jerozolimę z myślą "a mysmy sie spodziewali". Gdy tak jednak rozprawiali Jezus przyłączył się do nich i zapytał...
    Nie daj się zniechęcić...Ziemia Obiecana przed Tobą, tylko odrobina zaufania na każdy dzień i nic więcej. Pozdrowienia dla archeologa i dla kucharki z Ziemi Świętej

    OdpowiedzUsuń
  3. Trudno z Marcinem się nie zgodzić. Jak ja wylądowałem w Hiszpanii to chciałem w pierwszych tygodniach się spakować i wrócić. Marcin dał mi oczywiście "z płaskiego" w pysk (tak w przenośni) i rzeczywiście minęło trochę czasu i jest zupełnie inaczej. Marto i Filipie! Macie siebie, macie Jezusa, jesteście w Jego Ziemi. Macie wszystko. Dacie radę. Pozdrawiam. Koniecznie napiszcie w następnej notce co Filip wykopał, a co Ty ugotowałaś :) Shalom

    OdpowiedzUsuń
  4. "W drodze do Emaus" - niektore nawyki i odruchy z pracy w Powerze, Filipie, Ci widze zostaly... ;D
    Dzielnie walczcie o swoje i choc moze byc ciezko - dacie rade. Bo jak nie Wy - to kto?

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Tocki! Miło zobaczyć, że i Ty śledzisz nasze poczynania:)
    Marcin- jak to brzmi:" kucharka z Ziemi Świętej"? Oszczędź mi wstydu:P
    I okazało się, że Filipa praca to zamiatanie ruin,... czyli że sprząta :D

    OdpowiedzUsuń
  6. ok: Muszę zrektyfikować mój wpis:Pozdrowienia dla kucharki i zamiatacza z Ziemi świętej! Teraz chyba lepiej, co nie? Ja tam bym się tego nie wstydził. Walczcie dzielnie. A te wszystkie modły wm nie zaszkodzą. Pozdrawiam i dzięki za wieści.

    OdpowiedzUsuń
  7. Droga Marto,więcej optymizmu.Żadna praca nie hańbi,to truizm,ale warto przypomnieć.
    w tym co się robi trzeba znależć przyjemność,wtedy będzie łatwiej,warto też zobaczyć co ona nam daje.Na razie same profity,macie gdzie spać i co jeść.Poszukaj przyjemności w tych prostych czynnościach i pamiętaj ,że to nie będzie trwać wiecznie.Pozdrawiam Mistrzynię Kuchni i Konserwatora Zabytków.Jola

    OdpowiedzUsuń
  8. Pani Jolu- ja jestem Królową tej kuchni :D i po królewski, oraz oczywiście z przyjemnością, zmywam gary :)
    No i proszę przesłać mi na mojego maila (leonartowiczm@gmail.com) swój adres e-mail, bo Filip go nie ma, a chcę spełnić obietnicę i wysłać do Pani list :)

    OdpowiedzUsuń