piątek, 25 listopada 2011

Szabat Szalom!

Pojechałem dziś z siostrami (Martę bolała głowa) do synagogi na przywitanie szabatu. Spodziewałem się synagogi z ortodoksyjnymi Żydami, podziałem na część męską i damską i masy różnych rzeczy których będę musiał przestrzegać. Nawet kipę zabrałem... A tu nic, jakaś sala konferencyjna,  żadnych reguł- rabin kobieta, wszyscy razem, faceci w różowych jarmułkach albo i bez (za to kobiety jakie miały!), plus wszędobylski amerykański akcent... Koniec świata. Ale było miło i nie czułem się tam nieswojo(choć kipy nie założyłem). Było trochę jak u nas w Toruniu, u Józefa w niedzielę- gitary, bębenki, klaskanie, tańce (ale takie prawdziwe a nie jak to się u nas mówi: "żydowskie"). Takie młodzieżowe spotkanie modlitewne. Dodatkową atrakcją było nadawanie imion dwóm noworodkom. Naprawdę czuć tam było ducha...Ostatecznie jest jeden Duch Święty.
Ciekawe jak Ci żydzi postrzegani są przez tych ortodoksyjnych?

Miałem dziś rozpocząć naukę hebrajskiego i znowu nic. Potrafię już rozpoznać i przeczytać kilka liter w różnych konfiguracjach kropkowo kreskowych (tak oznacza się samogłoski bo hebrajski takowych nie posiada)ale chcę więcej. Marta praktykuje hebrajski w kuchni- jej nowa szefowa musi się szybko nauczyć nazw "kuchennych" żeby robić zakupy na suku toteż i Marta się uczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz